Zdrowe i kolorowe życie dziewczyny informatyka

 

Nie spieszę się z rozszerzaniem diety mojego Synka

rozszerzanie diety

Kiedy całkiem niedawno wybrałam się do alergologa i pediatry (innego niż “nasz” i wcale nie takiego “starej daty”, na co mogłyby wskazywać zalecenia) w związku z nieustępującą wysypką u Frania i innymi niepokojącymi mnie objawami dostałam zalecenie, aby zacząć rozszerzać mu dietę (w momencie wizyty Franek miał 4,5 miesiąca). Początkowo uznałam, że może faktycznie ma to sens. Jednak gdy zastanowiłam się nad tym na spokojnie to tłumaczenia żadnego z lekarzy nie wydały mi się być uzasadnioną podstawą do tak szybkiego rozszerzania diety.

W rozwoju Frania kieruję się przede wszystkim własną intuicją i rozsądkiem oraz złotą zasadą, która brzmi na wszystko przychodzi czas, niczego nie powinno się przyspieszać. I tak też postanowiłam zrobić w tym wypadku. Posłuchałam opinii lekarzy, zapisałam sobie proponowany schemat rozszerzania diety (tu akurat zastosuję się do zaleceń), ale odłożyłam poznawanie nowych smaków na później, gdy Synek może nie tyle skończy 6 miesięcy (nawet wtedy nie każde dziecko jest na to gotowe), co po prostu poczuję, że to odpowiedni moment. Na nowe produkty i smaki przyjdzie jeszcze czas.

Postaram się napisać Wam o kilku kwestiach, które okazały się być kluczowe, gdy podejmowałam decyzję sprzeczną z zaleceniami dwóch lekarzy, z którymi się spotkałam. Wiem, że wiele osób całkowicie ufa lekarzom i w pełni to rozumiem (proszę, żeby działało to w dwie strony – nie wszyscy muszą się ze mną zgadzać, ale szanujmy swoje wybory), aczkolwiek u mnie najważniejsza jest moja matczyna intuicja, która idzie w parze ze zdobytą przeze mnie do tej pory wiedzą (w pewnym zakresie jedynie teoretyczną). Tym postem chcę pokazać, że w wychowaniu dziecka istnieje spory margines swobody (oczywiście nie mówię tu o tzw. – często dosłownie – sprawach życia i śmierci) i nie musimy się bać robić czegoś “po swojemu”.

Zacznę od tego, że chcemy rozszerzać dietę metodą BLW, która polega na podawaniu kawałków warzyw i owoców (a nie papek), a w późniejszym czasie również mięs i całych posiłków. Do tego najlepiej dziecko musi pewnie siedzieć (na początku niekoniecznie musi siadać samodzielnie, może siedzieć podparte, o ile robi to stabilnie, tj. podczas siedzenia kontroluje swoją postawę, nie przechyla się na boki tracąc równowagę itd). Nie zamierzam Frania sadzać na siłę, nawet na kilka(naście) minut tylko po to, aby podać mu posiłek. Nie chcę podawać mu też posiłków w pozycji półleżącej (bo tak przy niesiedzącym dziecku to mniej więcej wygląda), ponieważ nie jest to ani ani bezpieczne (dziecko dużo łatwiej może się zakrztusić), ani wygodne. Być może Franek osiągnie umiejetność siedzenia chwilę przed ukończeniem 6. miesiąca, a może kilka tygodni po – tego nie wiem, dlatego nie ustalam sztywno momentu, w którym zacznę rozszerzać jego dietę.

Czekam też na pierwsze oznaki faktycznego zainteresowania jedzeniem przez Frania. Obecnie spożywanie prze nas posiłków nie wzbudza w nim żadnych emocji – nie wydaje się być zainteresowany spożywanymi przez nas produktami ani nie wyciąga rączek w stronę jedzenia (tak ja to robi chociażby wtedy, gdy trzymamy jakiś ciekawy przedmiot). Dużo bardziej interesują go narazie chociażby szeleszczące papierki od wafelków niż sama ich zawartość. Oczywiście nie jest to kluczowe kryterium gotowości malucha do rozszerzania diety, aczkolwiek można zwrócić na to uwagę. Z czasem maluch chętnie złapie w rączkę jedzenie i włoży je do ust.

Zazwyczaj pokarmy wkładane do ust samodzielnie przez dziecko są dużo rzadziej wypluwane lub wypychane językiem, tym bardziej w późniejszym czasie (zanikanie odruchu wypychania jedzenia przychodzi z czasem i pozwala na stopniowe przyjmowanie produktów innych niż te w formie płynnej). W metodzie BLW dziecko samo poznaje nowe smaki i się z nimi oswaja. W przypadku zbyt wczesnego rozszerzania diety ryzyko wypluwania pokarmu jest dużo większe ze względu na brak gotowości naszej pociechy.

Chyba nie musze mówić jak dużą rolę odgrywa też fizjologia i rozwój układu pokarmowego, który w okolicach 4. miesiąca jest jeszcze dużo bardziej wrażliwy i w wielu wypadkach wciąż nie do końca rozwinięty, aby przyjmować stałe pokarmy. Nie wiem jak to jest u Frania i narazie nie mam zamiaru tego sprawdzać, przyjdzie na to pora. Zbyt wczesne wprowadzenie nowych pokarmów może powodować zaparcia lub inne “brzuszkowe” problemy, zwłaszcza jeśli zaczniemy rozszerzanie diety od niewłaściwych produktów lub zbyt dużej ich ilości. Poza tym ten mały dziecięcy organizm jest naprawdę niezwykle mądry w dynamice swojego rozwoju – zaczyna przyjmować i przetwarzać jedzonko mniej więcej wtedy, gdy rączki zaczynają świadomie po nie sięgać.

Choć planuję rozszerzać dietę Frania metodą BLW to nie wykluczam sporadycznego podawania mu produktów lub potraw w formie zblendowanej (są sytuacje, gdy bywa to dużo łatwiejsze i praktyczniejsze, np. podczas wyjazdów, choć i tu nie zawsze). Nie zamykam się na gładkie konsystencję, chciałabym jednak, aby rozszerzając dietę Synek chętnie poznawał nie tylko nowe smaki, ale i różne tekstury. Bardzo rodzinne będą momenty, gdy wreszcie będziemy mogli siąść do jednego stołu a my, jako rodzice, pozwolimy Frankowi sięgać po coś, co upatrzył sobie na naszym talerzu (chcę w miarę możliwości uniknąć gotowania dla każdego osobno).

Jeśli chodzi o wprowadzanie nowych smaków to będziemy robić to stopniowo, dając organizmowi szansę na ewentualną reakcję alergiczną. Początkowo będziemy podawać pojedyncze warzywa (a później owoce), żeby zobaczyć czy ich obecność w diecie nie powoduje żadnych niepożądanych efektów. Takie podejście pozwoli nam też dużo łatwiej zaobserwować, które smaki odpowiadają Franusiowi bardziej, a które mniej.

Przyznam się szczerze, że temat rozszerzania diety budzi we mnie mnóstwo wątpliwości, ale i ekscytacji zarazem. Powoli przyswajam wiedzę na ten temat – zarówno bardziej fachową, jak i czerpię z doświadczenia innych mam, których rady są dla mnie bezcenne i każda z nich staram się zapamiętać. Na pewno wiele pytań znajdzie odpowiedź, gdy rozpoczniemy tę wspólną przygodę. Pojawi się też wiele nowych pytań, ale wiem jedno na pewno – będzie ciekawie :D

Na koniec napiszę Wam coś od siebie – czuję ogromna odpowiedzialność jaka leży na mnie w tym momencie. Franuś jest malutki i tylko ode mnie zależy to, co znajdzie się w jego diecie i jakie zdrowe nawyki nabędzie na tym etapie swojego życia. Nawyki nabyte w dzieciństwie plusują (lub wręcz przeciwnie, jeśli są niepoprawne) w przyszłości. Tym, bardziej jest mi przykro, gdy obserwuję mamy rozszerzające dietę swoich pociech bez jakiejkolwiek wiedzy na ten temat – dotyczy to zarówno zbyt wczesnego rozszerzania, jak i wprowadzania niewłaściwych produktów (szczególnie jest mi źle, gdy po raz kolejny widzę mamę, która 4-miesiecznemu dziecku zaczyna dosypywać do mleka kleik lub kaszkę tylko po to, żeby “lepiej spało”… a zdarza się rozszerzanie diety i młodszym maluchom). Niby matka wie najlepiej co dobre dla jej dziecka, a jednak często w to wątpię. Ale to temat rzeka – być może kiedyś go jeszcze poruszę, a być może przemilczę i skupię się tylko na Franiu, bo tylko na jego rozwój mam realny wpływ.

Podziel się:
Dodano: 30-06-2018