Są dni kiedy nie mam czasu i/lub chęci na długi (40-60min) trening. Wtedy sięgam po coś co w szybkim czasie mną sponiewiera :D I tak też dziś padło na moje nowe odkrycie (znalezione na sfd.pl) o mrożącej krew w żyłach nazwie rzeźnia Moralesa.
burpees – 30sek
pajacyki – 30sek
mountain climbers – 30sek
walka z cieniem – 30sek
przerwa – 30sek
Najbardziej dały mi popalić (jak zwykle) mountain climbers. Staram się zawsze wykonywać je jak najenergiczniej. Gdy jednak nie mam już siły – zwalniam trochę tempo, bo lepiej wolniej je wykonywać niż się zatrzymać.
Musze przyznać, że nazwa idealnie pasuje do tego treningu, który choć krótki (trwa 10 min) to jest bardzo intensywny. Spodoba się osobom ćwiczącym z Zuzką Light, ale nie tylko. Ważne, by dać z siebie wszystko. Trzeba się zebrać i zrobić trening na maksa, choćby ostatkami sił. Pot leje się po twarzy a my walczymy! Tylko wtedy taki trening ma sens.
Przerwy między rundami starczają jedynie na otarcie potu i wzięcie łyka wody. Ale to dobrze – dzięki temu trening jest naprawdę intensywny a organizm pracuje na najwyższych obrotach. Lubię taki rodzaj programów. Pod koniec byłam zasapana i zalana potem, ale czułam że dałam z siebie wszystko!