Nie jest żadną tajemnicą, że najbardziej cenie sobie praktyczne prezenty. Takie, które często można (dosłownie) zużyć lub zjeść, które cieszą i nie zagracają potem przestrzeni bo “nie wiadomo co z tym zrobić, ale przecież nie wyrzucę”. I taki mega praktyczny prezent dostałam na tegoroczny dzień mamy. Catering dietetyczny na 2 tygodnie był strzałem w dziesiątkę! A zważywszy na to, że niedługo wcześniej zostałam mamą po raz drugi i nie ogarniałam jeszcze nowej, trudnej (choć jednocześnie pięknej) rzeczywistości to naprawdę nie mogłam chyba dostać nic bardziej przemyślanego i przydatnego.
Kilka razy korzystałam już z różnych cateringów, ale nigdy nie był to aż tak długi okres. Zazwyczaj były to raczej dni testowe (są tańsze) z różnych cateringów w czasie, gdy np miałam dużo obowiązków albo zostałam z Franiem kiedyś sama na kilka dni. A tu aż dwa tygodnie, byłam mega podekscytowana, a jednocześnie czułam ulgę – nie musiałam pilnować swoich posiłków, bo one co rano po prostu na mnie czekały.
Czekały właściwie już poprzedniego wieczora, ale dopiero rano zaczynałam je konsumować, choć przyznaję, że niektóre dania wyglądały i brzmiały (gdy czytałam menu) tak apetycznie, że ciężko było wytrzymać do rana! Pierwszy raz posiłki miałam dostarczone dnia poprzedniego i trochę się tego bałam, jak się okazało niepotrzebnie. Zawsze były świeże, aromatyczne i apetycznie wyglądające, co również jest ogromnie ważne (chyba każdy wie, że potrawy przygotowane dzień wcześniej potrafią następnego dnia różnie się zachowywać – puszczać wodę itd) i zachowanie ich w formie wymaga doświadczenia.
Wybrałam wariant standardowy (bez wykluczania żadnych produktów), składający się z 5 posiłków o kaloryczności nieco mniejszej niż moje zapotrzebowanie. Wiedziałam, że czasem zjem dodatkowy posiłek z moimi chłopakami – stąd taka decyzja. I faktycznie jeśli chodzi o głód, a karmiąc piersią bywa on czasem ogromny i dopada znienacka, to takie rozwiązanie okazało się być dla mnie bardzo zadowalające.
Poszczególne posiłki były bardzo urozmaicone, nie było jednak niepotrzebnego przekombinowania i zbyt odważnego łączenia smaków. Nie brakowało natomiast posiłków inspirowanych kuchnią z różnych zakątów świata*. I tu wielki ukłon dla Fit Diety, bo szczególnie przy tych potrawach miałam obawę czy dany posiłek mi posmakuje, czasem wręcz nie chciałam go próbować hehe, a tu wielkie zaskoczenie – okazywało się, że jednak lubię niektóre produkty (np. seler naciowy), które uważałam dotąd za niejadalne, wystarczy że są fajnie przygotowane.
*np garam masala, marokańskie klopsiki, gulasz meksykański czy sushi (to ostatnie mnie najbardziej zdziwiło, tego się nie spodziewałam! było pyszne)
Zdecydowanie najbardziej smakowały mi śniadania. Nie wiem czy to kwestia tego, że jestem bardzo głodna rano i zawsze na nie czekam, czy że były po naprawdę przepyszne (każde jedno!). Śniadania – i obiady, ale o tym później – to zdecydowanie najmocniejsza strona cateringu. Były smaczne i niezwykle sycące. Do tego do obiadu zawsze można było liczyć na porcję świeżych warzyw, każdego dnia innych, za co kolejny plus!
Duży plus również dla kuriera, który przez dwa tygodnie codziennie nas odwiedzał. Pomijając uśmiech, który zawsze mu towarzyszył to zachowane były wszystkie zasady bezpieczeństwa (jeżeli ktoś odnajdzie ten wpis za kilka miesięcy to dopiszę, że wciąż trwa pandemia). Zazwyczaj torba zostawiana była nam po prostu pod drzwiami, co było szczególnie wygodne gdy nie było nas w domu lub – co mi się raz zdarzyło – gdy nie słyszałam, że dzwoni domofon.
To, czego mi zabrakło to nazwy dań umieszczone bezpośrednio na opakowaniach. Ja lubię wyciągając dane pudełko z lodówki wiedzieć od razu co się w nim znajduje. Spis potraw jest zawsze dołączany w formie papierowej do torby z całym menu na dany dzień, ale często po prostu nie pamiętam jakie tego dnia są posiłki i musze odkopać tę kartkę (a to nie zawsze łatwe ją znaleźć). Jest to oczywiście absolutny szczegół i mało znacząca dla większości drobnostka, ale kto wie – może kiedyś się to zmieni.
Kiedy po dwóch tygodniach mąż zapytał mnie jak oceniam catering to wiecie co mi pierwsze przyszło do głowy? Że był smaczny i taki normalny, zwyczajny, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kilka razy w różnych cateringach spotkałam się naprawdę z dziwnymi, przekombinowanymi daniami. Tutaj te smaki były niby proste, ale jednak zawsze urozmaicone i przemyślane. Na całe dwa tygodnie nie smakowała mi dokładnie jedna rzecz – kasza bulgur z warzywami, jakieś takie to było “surowe” w smaku i mdłe. Mały minus dostały też tortille, które wiadomo że przygotowane dnia poprzedniego są po prostu mokre i “kapciowate”. A poza tym każdego dnia jadłam mega smacznie!
Jeśli miałabym wystawić ocenę w skali od 1 do 10 to myślę, że wystawiłabym uczciwe 8, a to naprawdę świetna ocena :)
Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą, cennikiem i sprawdzić dokąd dowożą posiłki to ja tu nie będę się na ten temat rozpisywać, zaproszę Wam po prostu na ich stronę.